niedziela, 31 lipca 2011

Mataro and so on..


Kolejny weekend za mną tym razem bez dalszych wypadów, ale nadal w międzynarodowym składzie. Strasznie lubię te nasze spotkanie, można się odstresować i swobodnie mówić po ang, bez powtarzania zdania po trzy razy jak w pracy, wszyscy cię rozumieją za pierwszym razem. 
Weekend to zasłużony odpoczynek od hiszpańskiego.
Jak był plan-> International dinner i plażowanie :) plaży nie udało się zrealizować… cóż pogoda jak w Polsce, padało i grzmiało i było zimno… ale oczywiście nie mogło nam to przeszkodzić w gotowaniu. Było pysznie (!!!) i było tez dużo alkoholu tez tradycyjnego dla różnych krajów oczywiście.  Polska triumfowała z wiśniówką i z faworkami :D I bardzo dobrze niech docenia słodycz naszej kultury. Po jedzeniu i nie tylko jedzeniu ;) ruszyliśmy na cluby... Chyba się starzeje bo takie party do białego rana już mnie nie bawią… było super ale w pewnym momencie marzyłam juz tylko żeby złapać pociąg powrotny do Barcelony i położyć się w moim pseudo-mikro-łóżku
Niedziela, czyli btw dziś to relaks, ale że by nie siedzieć w domu dzień cały razem z nowoprzyjezdnym Polakiem ruszyliśmy odkrywać Parc Guell ! Gaudi był genialny podsumowując. Barcelona pełna jest jego twórczości i przez to jest taka niezwykła. Musze przyznać że z każdym tygodniem przekonuje się do tego miasta. Ma w sobie mnóstwo absurdów ale  ma też w sobie tyle uroku i jest przy tym tak nieobliczalna!
Kolejny tydzień za mną… kolejny przede mną. Już za chwilę minie mój pierwszy miesiąc tu, niedługo tez pierwsze odwiedziny z Polski!! :D nie mogę się doczekać, bardzo tęsknie za pewnym fragmentem Polski ;)
Pozdrawiam i do następnego wpisu

2 komentarze:

  1. No podobno nawet alarm przeciwpowodziowy ogłoszono w Barcelonie przez te wasze deszcze...

    OdpowiedzUsuń
  2. no bo Barcelona pływała po prostu... Jadąc do Mataro pociąg zaczął mi nawet przeciekać ;)

    OdpowiedzUsuń